Zbliżają się święta, a zatem czas zakupu prezentów dla dzieci. Pomysł, żeby dziecko pod choinką znalazło smartfon, nie jest dobry – ostrzega Fundacja Dbam o Mój Z@sięg. Smartfon to nie zabawka! – ostrzega. I wyjaśnia, jak - przekazując dziecku urządzenie ekranowe - zrobić to tak, by zmniejszyć ryzyko późniejszych poważnych problemów.

- Próbując szerzyć świadomość na temat szkodliwości ekranów dla dzieci, wielokrotnie jako pracownicy Fundacji mierzymy się z hejtem ze strony rodziców. Zresztą mierzą się z nim wszyscy, którzy próbują uświadamiać zagrożenie. Rodzice uważają, że jest postęp społeczny, wszyscy tak mają, nikt tego nie zatrzyma i z urządzeń ekranowych należy korzystać od dziecka. Olbrzymim problemem jest to, że uzależnienia chemiczne Polacy postrzegają jasno: to jest alkoholik, trzeba go leczyć. Osoba uzależniona od gier i mediów społecznościowych to już nie jest "osoba uzależniona" – tłumaczy Maciej Dębski, prezes Fundacji Dbam o Mój Z@sięg, pracownik naukowy Instytutu Socjologii Uniwersytetu Gdańskiego. Rok temu organizował kampanię na podobny temat: "Bajeczna świadomość".

Coraz młodsze dzieci z własnym smartfonem

Maciej Dębski podkreśla, że wiek inicjacji smartfonowej, czy szerzej – ekranowej - z roku na rok obniża się. Badanie NASK pokazuje, że w tej chwili własny smartfon mają dzieci w wieku 8,5 roku. Z kolei z badań prowadzonych w ramach projektu "Brzdąc w sieci" wynika, że 3/4 pięcio- i sześciolatków na co dzień korzysta z tabletów.

- My naprawdę jesteśmy zaniepokojeni tym trendem. Dlatego prowadzimy zajęcia w szkołach rodzenia. Mama za chwilę urodzi dziecko, sama ma kłopot z higienicznym korzystaniem z urządzeń cyfrowych. Ciąża to jest dobry czas, żeby zacząć uświadamiać na temat niebezpieczeństw wynikających z nadmiernego korzystania z tych urządzeń. Nie jest dobrze, gdy dla małego dziecka smartfon staje się nagrodą, zyskuje wartość emocjonalną i zaczyna świadczyć o statusie społecznym. Nie jest wskazane dawanie takiego prezentu z okazji ważnych dni w życiu dziecka – podkreśla Maciej Dębski.

Ani więc święta Bożego Narodzenia, Pierwsza Komunia Święta, urodziny, imieniny i inne ważne daty i wydarzenia w życiu dziecka nie są dobrą okazją do dawania dziecku smartfona lub innego urządzenia ekranowego, np. tabletu. Zdaniem Fundacji jeśli tak robimy, jeszcze silniej "wiążemy emocjonalnie" dziecko z urządzeniem ekranowym. Przy czym nierzadko dobry smartfon jest wyznacznikiem statusu społecznego w klasie. To wszystko razem powoduje, że szanse na zdrowe używanie nacechowanych tak silnie emocjonalnie urządzeń maleją.

Jak dziecku dać smartfon?

Ważne, żeby nie mówić dziecku, dając mu smartfon w prezencie: "Masz, kochanie, to jest twój smartfon."

"To ogromny błąd. Dlaczego? Bo gdy dziecko nadużywa swojego telefonu, większość rodziców od razu zabiera mu go. A zabieranie własności - a szczególnie prezentu - jest przemocą, która bardzo mocno wpływa na uczucia dziecka. Jak powinniśmy dawać dziecku telefon? A właśnie tak: "Kochanie, to jest mamy i taty telefon - dajemy ci go w używanie. Dbaj o niego i szanuj go" – czytamy w popularnym na Facebooku poście Fundacji Dbam o Mój Z@sięg.

Co więcej, zdaniem Fundacji dobrą praktyką jest danie dziecku używanego telefonu komórkowego, na przykład po nas - rodzicach.

"Trzeba być świadomym, że na ekranie małe dziecko nie widzi tego, co my widzimy, także wtedy, gdy jest to teoretycznie rysunek dla dziecka: kotka, pieska, kwiatka. To dlatego, że te rysunki są dla niego czystą abstrakcją. Dziecko musi najpierw zobaczyć psa, zanim rozpozna schematyczny rysunek i uzmysłowi sobie, że to taki piesek, który biega po podwórku."- mówiła w wywiadzie prof. Jagoda Cieszyńska-Rożek, psycholog, logopeda z Katedry Logopedii i Zaburzeń Rozwoju w Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. - "Płaski ekran nie ma efektu trójwymiarowego, przestrzennego. Dlatego to, co dziecko na nim widzi jest abstrakcją. Do dziecka w wózku trzeba mówić. Ale tylko w odwróconym w stronę rodzica wózku, tak żeby dziecko miało kontakt twarzą w twarz! Najpierw dziecko musi się otworzyć na najbliższych, dopiero później na świat. Rodzice mówią mi, jaką różnicę zobaczyli, gdy obrócili wózek – dziecko półroczne wreszcie zaczęło na nich zwracać uwagę" – dodała.
Zwracała też uwagę, że gdy małe dziecko gapi się w smartfon, eliminuje ruchy akomodacyjne oka i przez to nie tworzy struktury, która zawiaduje dowolnymi ruchami gałek ocznych.

"Druga sprawa to zawężanie pola widzenia. W czasie swobodnej percepcji pole widzenia ma 200 stopni, w czasie patrzenia na ekran - od 6 do 7 stopni. Kiedy badam dzieci, nie tylko te w wieku poniemowlęcym, gdzie mogę stosować już testy, ale też takie w wieku 8-9 miesięcy, pokazuję im zabawki, próbuję zobaczyć, czy dziecko podejmie naśladownictwo, to okazuje się, że te "ekranowe" dzieci nie podejmują naśladownictwa. Po drugie, nie widzą tego, co się znajduje w bocznych częściach pola widzenia, tylko to, co jest centralne" – mówiła prof. Jagoda Cieszyńska-Rożek.

Podobne spostrzeżenia znajdziemy w wirtualnym poradniku dostępnym dla rodziców, w którym Fundacja Dbam o Mój Z@sięg wylicza skutki wykorzystania ekranów przez małe dzieci:

  • Rozpraszają i niepokoją przez zmienność obrazów - dobre otoczenie dla rozwijającego się mózgu posiada stabilną strukturę, bogatą w stałe elementy, czyli znajome obiekty i twarze. Brak tej stabilności może wywoływać reakcje lękowe.
  • Zakłócają stymulację społeczną i rozwój empatii - rozpoznawanie twarzy i emocji, utrzymywanie kontaktu wzrokowego oraz bliskość fizyczna i przytulanie przekładają się na umiejętność nawiązywania więzi i tworzenie relacji.
  • Nie rozwijają mowy - obserwowanie mimiki i słuchanie języka jest przetwarzane przez mózg i rozwija jego struktury jedynie, kiedy odbywa się między prawdziwymi ludźmi, w realnym świecie.

Ten ostatni podpunkt prof. Jagoda Cieszyńska-Rożek we wspomnianym wywiadzie podsumowuje: "Ekran dla malucha oznacza nie tylko opóźniony rozwój mowy, ale i opóźniony rozwój intelektualny. Nawet jeśli rodzice są wykształceni i mają wysoki iloraz inteligencji i dziecko ma potencjalność rozwoju, to wcale nie oznacza, że jego rozwój będzie przebiegał właściwie. Rozwój oznacza, że coś się tworzy, a coś się tworzy, jeśli dziecko jest prawidłowo aktywne. A aktywność przed tabletem prawidłowa nie jest."

Czy nastolatki są bezpieczne w sieci?

Krótka odpowiedź na to pytanie brzmi: nie. Pokazuje to choćby głośna afera na temat zachowań pedofilnych, których dopuszczali się popularni wśród młodzieży youtuberzy.

Dlatego warto zajrzeć do badania "Nastolatki 3.0" realizowanego przez Thinkstat, zespół badania opinii działający w NASK. Było ono realizowane pomiędzy październikiem a listopadem 2022 roku, a więc pokazuje aktualne dane. Wynika z niego, że nastolatki korzystają z internetu średnio 5 godzin i 36 minut w dni powszednie. W weekendy to aż 6 godzin i 16 minut. Z roku na rok ten czas wydłuża się. W poprzedniej edycji badania, które jest realizowane co dwa lata, średni czas bycia online wynosił 4 godziny 50 minut dziennie. Rodzice ankietowanych nastolatków w najnowszym badaniu podają czas niemal cztery razy krótszy, deklarując, że sami w sieci spędzają 1,5 godziny.

O wieku, w którym przeciętny nastolatek dostał pierwszy telefon z dostępem do internetu, czyli 8 lat i 5 miesięcy już wspomniano. Jak się ma ten wiek do wymaganego minimalnego wieku korzystania z większości portali społecznościowych, który wynosi 13 lat? Oznacza to tyle, że dzieci podają nieprawdziwe dane, by zalogować się do popularnych social mediów.

"Treści przekazywane na tych platformach przez influencerów często są niedostosowane do wiedzy, rozwoju emocjonalnego młodych ludzi. Niemniej, to właśnie ci influencerzy stają się idolami dzieci, które bezkrytycznie przyjmują ich słowa i przekaz" – czytamy w raporcie "Nastolatki 3.0".

Większość nastolatków deklaruje, że rodzice nie ustalają z nimi żadnych zasad korzystania z internetu, a jednocześnie niemal 60 proc. rodziców deklaruje, że takie zasady ustala. Niemal 40 proc. nastolatków doświadczyło wyzwisk w sieci, co czwarty (25 proc.) deklaruje, że był ośmieszany i/lub poniżany. Jednocześnie niemal 60 proc. rodziców twierdzi, że ich dzieci nie doświadczyły przemocy online. Podobne rozbieżności dotyczą dostępu do treści erotycznych. Nawet 80 proc. rodziców deklaruje, że ich dziecko nie otrzymało nagich lub półnagich zdjęć, przy ponad 30 proc. nastolatków, którzy twierdzą, że otrzymali takie zdjęcia. Co czwarty nastolatek ogląda tzw. patostreamy, gdy jedynie 13 proc. rodziców deklaruje tego świadomość. Z roku na rok wzrasta również odsetek młodych osób, które nie są w stanie ocenić, czy oglądane przez nich treści to tzw. patostreamy.

Beata Igielska

Możesz ocenić ten artykuł: